.

MAGAZYN PANORAMA
352 Bergevin, Suite 6 
Lasalle, Qc
H8R 3M3 

E-mail: [email protected]

Tel. (514) 367-1224 
Tel. (514) 963-1080



 
 
 
 
 
 
 
 
 

 

Pożegnanie z Afryką

Jesteśmy na lotnisku w Johannesburgu w oczekiwaniu na samolot powrotny do domu z przesiadką w Zurychu. Czeka nas długa podróż: osiem godzin do Zurychu i drugie osiem do Montrealu. Jednak to kawał drogi z Montrealu na południe Afryki! Ale myślę, że warto było przeżyć samolotowe niewygody, żeby dotknąć Afryki choć przez chwilę. Mój wzrok przyciąga szyld OUT OF AFRICA - "Pożegnanie z Afryką". Sklep z pamiątkami oferuje drewniane żyrafy, magnesy z Wielką Piątką Afryki*, ceramikę i wiele innych drobiazgów afrykańskiego rękodzieła.  

Wraca wspomnienie autobiograficznej książki Karen Blixen "Out of Africa", a także świetnego filmu Sydneya Pollacka siedmiokrotnie nagrodzonego Oskarami. Karen mieszkała w Afryce 17 lat i ją pokochała. A potem w świetnej powieści opowiedziała o swojej miłości do tej ziemi i do ludzi tam mieszkających. Ze skandynawską powściągliwością odmalowała swoje życie na farmie u stop gór Ngong: o walce o upadającą plantację kawy, która dawała utrzymanie nie tylko jej, ale również wielu tubylcom, o odbytych wyprawach na safari, o polowaniach, cudownej przyrodzie, wreszcie o swoich tęsknotach i miłościach. Jej miejscem na ziemi była Afryka, którą przedstawiła niczym raj na ziemi, choć tam przeżyła też wiele trudnych momentów. 

Oprócz tego filmu kojarzę Afrykę z reportażami Ryszarda Kapuścińskiego oraz jego książką pt. "Heban". I tu zgoła inny wizerunek Czarnego Lądu. Afryka Kapuścińskiego to kontynent rozdarty konfliktami, poraniony niesprawiedliwością rasową, biedą i ciężkimi warunkami bytowymi mieszkańców. A zarazem wabiący niezwykłym bogactwem natury, soczystą zielenią, bajecznie kolorowymi kwiatami i wszechobecnym słońcem (ani śladu komarów...). Afryka to też kolebka ludzkości, w której sprzeczności świata widać jak w soczewce: od łagodnych pierwszych chrześcijan po okrucieństwo niewolnictwa. To cudowny raj przeciwstawiony piekłu apartheidu, krzywd i cierpienia.

Obraz Afryki, jaki wywożę z tej krótkiej podróży jest właśnie bardziej skomplikowany i niejednoznaczny. Z jednej strony czuję, że powietrze, którym oddycham ma słodki smak, jest rześkie i aromatyczne, widzę bujność i hojność natury, czuję cudowne słońce na skórze, ale też z drugiej strony zdaję sobie sprawę, że po tych wspaniałych krainach płyną rzeki, które barwiły się na czerwono od krwi.  
 

Safari

Obóz, w którym spędzamy kilka nocy znajduje się na terenie Parku Krugera - najstarszego parku w RPA. Mieszkamy w małym domku przypominającym bardzo solidny namiot z dużym tarasem na zewnątrz, dobrze wyposażony, klimatyzowany, a jednocześnie pozwalający czuć się w bliskości z naturą. Słyszymy odgłosy przyrody: cykanie świerszczy i rechot żab, rano budzi nas świergot ptaków. 

Wczesnym rankiem wyjeżdżamy kilkuosobowym jeepem na safari. Chłonę widok rozległych równin pokrytych sawanną, rozłożystymi akacjami, krzewami i bluszczem. Jest zielono, świeżo, nawet chłodno. I tuż za bramą spotkanie z pierwszym słoniem, który wcale się nie przejmuje spotkaniem z nami! Niczym niezrażony ciężkim krokiem kroczy w poszukiwaniu najlepszych zielonych kąsków. Jedziemy zrazu po asfaltowych, potem po nieutwardzonych drogach parku wypatrując zwierząt należących do "Wielkiej Piątki": słoni, bawołów, lwów, lampartów i nosorożców. A przed nami galopujące impale! Piękne, niezwykle zgrabne i smukłe antylopy z wdziękiem przemierzają busz poruszając się w sporych stadach. Jest ich tak dużo, że po kilkunastu minutach ich obecność staje się czymś normalnym, przestaje budzić emocje. Na zadkach mają wzorki ułożone w literę M, dzięki czemu nazywa je się McDonaldsami, jak mówi nasz przewodnik. Są smacznym kąskiem dla lwów i hien. 

Naszym oczom ukazują się żyrafy, które z wysokości kilku metrów, trzepocząc długimi rzęsami rzucają krótkie spojrzenia, ale podobnie jak słonie, nie zraża ich widok intruzów. Pewnie przyzwyczaiły się do jeepów z turystami. To są zwierzęta niezwykle dostojne, spokojne, można powiedzieć - dystyngowane.

Jedziemy wzdłuż wodopojów i rzek, żeby zobaczyć nosorożce i hipopotamy, które szukają miejsc, by ugasić pragnienie i potaplać się w błotnej kąpieli. W końcu ukazują się, ale w znacznej odległości, więc potrzebna jest lornetka. Nad zbiornikami wodnymi natykamy się na krokodyle i maszerujące z godnością żółwie.    

Nasze emocje budzi widok lwa leżącego sobie spokojnie na drodze, który ani myśli ustąpić miejsca jeepowi! Możemy spokojnie robić zdjęcia, nawet cyknąć sobie z nim selfie! Leży na wyciągnięcie ręki i to jest niesamowite uczucie! Potwierdza się, że zwierzęta z natury nie są agresywne, jeśli im się pozwoli żyć w ich środowisku, nie przeszkadza się im, nie ingeruje w ich zwyczaje. Spotykamy galopujące zebry w czarno-białe lub biało-czarne pasy (jak kto woli), spokojne bawoły i duże stada antylop i gnu. Wszystko to pasie się, bryka, hasa, cwałuje nie zważając na nas. Przewodnik pokazuje nam drzewa, których konary obsiadły rozmaite ptaki - przedziwne, przeogromne, przelatujące nad naszym samochodem, pokazują wszystkie kolory, jakie istnieją na świecie.  Czasami ukazują się małpy zaciekawione naszym przybyciem. Chyba tak wyglądał raj zanim Ewa i Adama zostali z niego wygnani.

Safari jest zorganizowane bardzo profesjonalnie. Jesteśmy usatysfakcjonowani, zobaczyliśmy więcej niż oczekiwaliśmy. W okolicach obozowiska jest jeziorko, w którym taplają się hipopotamy, ale niestety widzimy jedynie ich głowy, śmieszne uszy i wyłupiaste oczyska. Wychodzą z wody tylko w nocy w poszukiwaniu pożywienia, dbając o to by w ciągu dnia ich skóra pozostała wilgotna. Lepiej im w drogę nie wchodzić. Należą do zwierząt najniebezpieczniejszych na świecie, są nieprzewidywalne i mogą być bardzo agresywne. Dlatego nasze obozowisko otacza wysoki elektryczny plot. 

Z żalem żegnamy Park Krugera. Pożegnalna kolacja to afrykański obrzęd braii - spotkanie pod gołym niebem przy ognisku, podczas którego spożywa się mięso i kiełbaski pieczone na ruszcie opalanym drewnem. Rozgwieżdżone niebo, porykujące w oddali zwierzęta, smakowite jedzenie, pyszne południowoafrykańskie wino, mili ludzie, starający się nam uprzyjemnić czas - tak upływa nam ten ostatni wieczór. 
 

Wschodnia część RPA 

Ciekawostką RPA jest posiadanie trzech stolic: Kapsztadu - legislacyjnej, Pretorii - wykonawczej, Bloemfontein - sądowniczej, a także uznanie jedenastu języków jako urzędowych. Najpopu- larniejszym jest oczywiście język afrykanerski i angielski, ale duża część populacji posługuje się językami z rodziny bantu. Język afrykanerski wywodzi się od niderlandzkich potomków. Wymieszał się z innymi: francuskim, niemieckim, portugalskim, angielskim, a także z językami bantu. Przez długi czas był uważany przez czarnoskórą populację za język ciemiężców. Angielski naszych przewodników jest nieco dziwny, można powiedzieć twardy, jakby niemiecki. Nazwy miast i wiosek, które mijamy podczas podróży autokarem (poruszając się po doskonałych autostradach) przypominają swoim brzmieniem słowa holenderskie lub niemieckie. 

Żałujemy, że nie zdążymy zobaczyć w Johannesburgu Soweto - miejsca, stworzonego dla czarnych mieszkańców wysiedlonych z dzielnicy Sophiatown. W 1954 dzielnica ta została zrównana przez Afrykanerów z ziemią, zdezynfekowana i przez nich zasiedlona. Dawnych czarnoskórych mieszkańców przeniesiono do największego dziś okręgu RPA - South Western Townships - Soweto. Townships’y to nieodłączny element południowo-afrykańskiego krajobrazu - ponury i budzący grozę. Jest to odpowiednik południowo-amerykańskich faveli, po francusku bidonville. To dzielnice nędzy, gdzie ludzie mieszkają w szopach, często bez kanalizacji i prądu. To specjalne osiedla pod miastami, do których biali zepchnęli kolorową siłę roboczą, którą chcieli kontrolować, wynajmować za grosze do pracy, ale też nie oglądać jej na swoich białych, czystych ulicach.   
 

Półwysep Przylądkowy

Półwysep ten oddziela Ocen Atlantycki od Indyjskiego i jest lądem najbardziej wysuniętym na południe ze słynnym Przylądkiem Dobrej Nadziei pierwotnie zwanym Przylądkiem Burz. Miejsce, gdzie Stworzyciel był bardzo szczodry obdarzając je bujną roślinnością, rajskimi ogrodami, wspaniałymi plażami i niesamowitymi krajobrazami, którymi sycimy nasze oczy. Zaglądamy do kolonii pingwinów przylądkowych - podziwiamy elegancko wyfraczone zwierzęta zabawnie biegające na krótkich nóżkach po białej plaży; są na wyciągnięcie ręki. Zwiedzamy Przylądek Dobrej Nadziei cieszący się złą sławą wśród marynarzy, bowiem zatonął tu niejeden statek wskutek niebezpiecznych prądów. W tej okolicy nie ma magnetycznej północy, co sprawiało, iż dawni żeglarze (nawigujący według kompasów), roztrzaskiwali się o skały. W efekcie ta część wybrzeża to ogromne cmentarzysko statków. Zdaniem badaczy jest tu ponad 350 wraków, zaś najstarsze pochodzą z XIV w. 

Właśnie tutaj, w XVII w. narodziła się legenda o przeklętej załodze żeglującej przez wieczność: Holenderski kapitan Hendrik Van der Decken płynął statkiem z Amsterdamu do Jakarty na Jawie, lecz gdy dotarł do Przylądka Dobrej Nadziei, trafił na straszliwy sztorm. Kapitan oparł się rozpaczliwym prośbom załogi o zacumowanie i przeczekanie burzy, nakazując płynąć dalej. Legenda mówi, że Hendrik wdał się w pojedynek z Bogiem, który zesłał strzelistego posłańca w celu negocjacji, a kapitan zamiast negocjować, wystrzelił do niego z pistoletu. W odwecie Bóg nakazał załodze żeglować przez całą wieczność, zwiastując śmierć tym, którzy ich spotkają...Latający Holender...

A na krańcach półwyspu zachwycająca woda o turkusowym kolorze, postrzępione fale rozbijające się o skały i mnóstwo ptaków, które nic sobie nie robią z licznych turystów i silnego wiatru... 
 

Kapsztad

Kapsztad - bez wątpienia jedno z najpiękniejszych miast świata, zwane miastem wina i słońca wita nas deszczem. Z tego powodu zwiedzamy je przemieszczając się piętrowym autobusem dla turystów. 

W pobliżu Uniwersytetu Kapsztadzkiego przewodnik opowiada nam o profesorze literatury i zarazem słynnym w świecie literackim pisarzu, autorze wielu poczytnych powieści - Johnie M. Coetzee, laureacie literackiej Nagrody Nobla. I tu ciekawostka - jego pradziadek ze strony matki był Polakiem i nazywał się Baltazar Dubiel. Przodek Coetzeego wyemigrował z Polski jako młody człowiek, zmarł w RPA w 1929 roku. Powszechną dumą cieszy się również słynny kardiochirurg - Christiaan Barnard, który dokonał pierwszej w świecie udanej transplantacji serca w kapsztadzkim szpitalu, o czym z satysfakcją opowiadają nam wszyscy taksówkarze, kiedy znajdujemy się nieopodal tego miejsca. 

Mijamy niezwykle piękne domy na zboczu góry, których posiadaczami są światowi celebryci. Sercem Kapsztadu jest słynna Góra Stołowa z wierzchołkiem o powierzchni ok. 3 km kwadratowych często ukrytym w chmurach. Wjeżdżamy kolejką, która pionowo wznosi się w górę, a jej podłoga obracająca się wokół własnej osi pozwala wszystkim podziwiać wspaniały widok na miasto i ocean. Mimo, że góra znajduje się w granicach miasta jest naprawdę dzikim miejscem. Można tutaj zetknąć się z mangustami, jeżozwierzami, żbikami lub koziołkami. Rośnie na niej 2 tys. gatunków roślin nigdzie indziej niespotykanych. Jest uznana za jeden z siedmiu światowych cudów natury. Nie mamy szczęścia by spotkać się ze zwierzętami, ale jesteśmy oczarowani kapryśną pięknością Kapsztadu. Mówię kapryśną, bo pierwsze spotkanie z Górą Stołową odbyło się w strugach deszczu i przy udziale wściekłej wichury. Chmury się rozpraszają, wędrujemy po olbrzymiej platformie przypominającej stół i rozkoszujemy się widokiem na miasto i na ocean. 

Widzimy stąd wyspę, na której znajduje się więzienie. Przez ponad dwadzieścia lat przebywał w nim Mandela - ikona walki z apartheidem, laureat pokojowej Nagrody Nobla, twórca nowej demokracji w RPA, który zrozumiał, że białych nie da się usunąć z Afryki, ale trzeba znaleźć drogę do pogodzenia ciemiężonych z ciemiężcą. Geniusz myśli politycznej i anioł RPA - Nelson Mandela jest wszechobecny duchem, mimo tego, że zmarł w 2013 roku. 

Byłam, widziałam, dotknęłam Czarnego Lądu. Żegnam Cię, Afryko!    
 

Magda Chylewska


Magda Chylewska - polonistka i nauczycielka edukacji wczesnoszkolnej w Szkole Polskiej im. Mikołaja Kopernika przy Konsulacie Generalnym RP w Montrealu.

* Wielką Piątkę tworzy pięć gatunków: lew, słoń, bawół, nosorożec czarny i lampart. Wszystkie one, najlepiej zobaczone w komplecie, zawsze stanowiły obiekt marzeń i prawdziwe must seen przyrodniczych wypraw do Afryki, zwłaszcza tych na komercyjne safari.
 


PANORAMA - MAGAZYN RADIA POLONIA CFMB 1280 AM, MONTREAL, KANADA
Tel: (514) 367-1224, (514) 963-1080, E-mail: [email protected]
Designed and maintained by Andrzej Leszczewicz
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
ZALOGUJ SIĘ