.

MAGAZYN PANORAMA
352 Bergevin, Suite 6 
Lasalle, Qc
H8R 3M3 

E-mail: kontakt@panoramanews.org

Tel. (514) 367-1224 
Tel. (514) 963-1080



 
 
 
 
 
 
 
 
 

 

Emigracyjne drogi (cz.20)

Przyjazd Włady (maj-czerwiec 1982)

Gdy tylko poczuliśmy się lepiej finansowo, zaprosiliśmy do nas do Wiednia Władę, mamusię Joleczki. Mogliśmy wreszcie przyjmować takiego gościa bez wstydu, że zrobiliśmy z naszym życiem, to co przysłowiowy stryjek, który "zamienił siekierkę na kijek". Mieszkanie było w pełni umeblowane, upiększone przez Joleczkę obrazami i bibelotami. Na balkonie już rozkwitały zasadzone przez nią kwiatki. Mieliśmy nawet dobry używany telewizor, który dostaliśmy w prezencie od znanego nam od niedawna Michael’a, który przywiózł nam go mimo naszych protestów, bo nie rozumiał, że ktoś może nie chcieć telewizji w domu. W efekcie nie było to takie złe, bo oglądając filmy i wiadomości wprawialiśmy się wszyscy w lepszym rozumieniu austriackiego świata i języka niemieckiego.

Dzieci oczekiwały Babci z wielką niecierpliwością i wysyłały jej malowane kredkami obrazki. Na jednym z nich 4-letni już Krzyś chwalił się, że potrafi narysować "1" (jedynkę) i zrobił to w dwóch wersjach (wiedzieliśmy, że to jedynka, bo nam to powiedział). Namalował również dla Babci swego życiowego bohatera supermana (przez jakiś czas wierzył, że to ja jestem supermanem i chwalił się tym swoim kolegom, chociaż go prosiłem, by nikomu o tym nie mówił). Potem, kiedy dowiedział się prawdy, głęboko się do mnie rozczarował i trochę zostało mu to do dziś.

6-letnia zaś Magunia, w oczekiwaniu na Babcię napisała dużymi literami po polsku: "Babciu pszyjeć czekamy na cibię, pszyjedźmy po Ciebie na lotnisko. Cieszemy sie że w krútce bendziesz z nami, bedziemy chodzic na spacery doparku, mamy dla ciebi niespodzianke, babciu bedziesz spaya w naszym pokoju, mamy duzo mebli w domu. Magunia." Musiało to być z lekka sterowane przez Joleczkę, bo użyła takich trudnych słów jak "w krútce".

Kiedy Włada przyleciała na lotnisko Schwechat w Wiedniu, czekaliśmy na nią z podekscytowanymi dziećmi, które, gdy tylko ją zobaczyły rzuciły się na jej powitanie. Magunia przylgneła do jej spódnicy a Krzyś zatrzymał się w ostatniej chwili próbując zachować godność. Włada przywiozła Krzysiowi w prezencie walizeczkę Majsterkowicza ze Składnicy Harcerskiej, którą później pokazywał z dumą swoim kolegom i był gotów naprawiać wszystko to, co się wokół dało (musieliśmy go mieć stale na oku). Magunia dostała polski kalendarz i książki dla dzieci, a my polskie leśne suszone grzyby, niedostępne w Austrii, czerwony barszcz błyskawiczny, lubczyk (dla Joleczki, by mnie jeszcze bardziej rozkochać), dziurawiec, trochę polskich lekarstw oraz kilka ulubionych książek z naszej pozostawionej w Polsce biblioteki.

Pierwsze dni i weekend i spędziliśmy bardzo sympatycznie. Opowiadaliśmy sobie historie i przygody życiowe wypełniające przerwę czasową od naszego wyjazdu z kraju, chodziliśmy na spacery po okolicznych ulicach, zachodziliśmy do butików wypełnionych do przesytu towarami. 

W ciągu następnych tygodni, ja byłem nieustannie w pracy, a Joleczka zajmowała się domem, dziećmi i coraz bardziej wymagającą Władą. Już w następny weekend, gdy byliśmy znowu wszyscy razem i zapragnęliśmy pokazać Władzi trochę Wiednia, Krzyś zrobił się akurat marudny, nie chciał nigdzie iść i głośno oponował wszelkim propozycjom. Magunia, która przeciwnie chciała iść na wycieczkę, głośno wyrzekała na Krzysia. Włada przejęła na siebie humor Krzysia i zaczęła również okazywać swoje poirytowanie, obracając je w krytykowanie Joleczki i mnie, w rodzaju: "Jak wy wychowujecie wasze dzieci", "one są źle wychowane, marudne, ciągle się kłócą", "dlaczego czegoś z tym nie zrobicie", "ja już nie chcę nigdzie iść", "po co mi ten Wiedeń, po co mi to zwiedzanie". Joleczka, która zajmowała się nimi bez chwili wytchnienia cały tydzień i była właśnie w kuchni w trakcie przygotowywania obiadu dla całego towarzystwa, potrzebowała skupienia (bardzo niebezpiecznie jest wtedy wchodzić Joleczce w drogę), zaczynała mieć dość tych jęczących, krytykujących malkontentów i dorzuciła też coś gniewnego. To jeszcze bardziej pogorszyło sytuację i zrobiła się burza.

Ja, po całotygodniowej intensywnej pracy o wydłużonych godzinach, oczekiwałem raczej miłego, spokojnego weekendu. Gdy zobaczyłem co się dzieje, próbowałem się schronić do sypialni i uspokoić moje już podrażnione nerwy, ale Włada wyproszona z kuchni przez rozgniewaną Joleczkę, podążyła za mną. Miała zmierzwione włosy, jej oczy miotały złe błyski, wyrzucała swoje złości na mnie: "dlaczego ona się tak denerwuje, przecież ja tylko mówię co widzę i co słyszę" (...) "ja niepotrzebnie tu przyjechałam" (...) "nikt mnie tu nie chce, wszystkim tylko przeszkadzam". Krzyś pojękiwał, Magunia go strofowała, z kuchni dobiegały nerwowe trzaskania garnkami.

Zaledwie zaczął się ten dzień, a ja już poczułem się potwornie zmęczony, narastała we mnie złość a jednocześnie świadomość beznadziei i tego, że sytuacja z Białegostoku, kiedy podobne konflikty stanowiły codzienność, znowu się powtarza, że przechodziliśmy już przez to tyle razy i nic się nie zmieniło. Wiedziałem także, że te moje reakcje, moja złość nic tu nie pomoże. Usiadłem na kanapie, nic nie mówiłem, przykryłem twarz dłońmi i zacząłem się modlić bezgłośnie i bez słów. Włada przysiadła obok mnie i mówiła i mówiła, a ja się modliłem i modliłem, Wyciszyłem się zupełnie i oddałem się Woli Stwórcy, to było dla mnie jedynym oczywistym panaceum, którego z wolna się uczyłem w sytuacjach, z których nie widziałem wyjścia. 

Naraz wszystko ucichło: gderanie Włady nad moją głową, marudzenie dzieci i stukanie garnków w kuchni. Zrobiła się zupełna cisza. Ostrożnie podniosłem głowę i spojrzałem na Władę. Siedziała wyprostowana, jej oczy były zupełnie spokojne, przyglądała mi się z zaciekawieniem. 

- Co robisz? - spytała, jakby nigdy nic.
- Modliłem się - odpowiedziałem po prostu.
- Acha - odrzekła Włada takim tonem, jakbym odpowiedział "a zdrzemnąłem się na chwilę...". 

Było to dziwne, Włada wyglądała tak, jakby nic się przed chwilą nie działo, nic się nie stało, jakby wszystko było w zupełnym porządku.

- To co myślisz, Janie? - spytała normalnym tonem - To, skoro Joleczka przygotowuje obiad, to może ja bym nakryła do stołu?

Zabrała się do działania. Joleczka przyjęła to naturalnie i już wkrótce siedzieliśmy przy stole, jak kochająca się harmonijna rodzinka. Po obiedzie udaliśmy się metrem na Reumannplatz, by pójść z Babcią Władzią na najwspanialsze na świecie lody u Tichy'ego i potem do centrum miasta, by jej pokazać najpiękniejszą na świecie katedrę Stephansdom.

Włada była u nas jeszcze miesiąc. Udało nam się jeszcze zrobić wycieczkę do Podersdorfu i odwiedzić naszych przyjaciół Kaintz’ow, Kristel i Georga. 

Do końca swego pobytu wszyscy kochaliśmy Babcię Władzię i Babcia Władzia kochała nas wszystkich. Tak to zaczęła się trzecia faza, nareszcie bezkonfliktowa, w naszych stosunkach z Władą...
 

Jan Duniewicz 

Jan Duniewicz - magister inżynier. Doradca międzynarodowy w biznesie, leadership i transformacji osobistej.
 

POPRZEDNIE CZĘŚCI

 


PANORAMA - MAGAZYN RADIA POLONIA CFMB 1280 AM, MONTREAL, KANADA
Tel: (514) 367-1224, (514) 963-1080, E-mail: kontakt@panoramanews.org
Designed and maintained by Andrzej Leszczewicz
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
ZALOGUJ SIĘ