Poezja życiem pisana
Biała damo, przeźroczysta damo,
lśniąca w krześle księżycową plamą
na co czekasz, wystrojona złudnie?
/z tomiku Profil
białej damy/
Polska Safona, autorka miłosnych
wierszy, które recytują kolejne pokolenia zakochanych - Maria Pawlikowska-Jasnorzewska
ciągle fascynuje, inspiruje, zachwyca, ale i oburza. Najnowsza jej biografia
zatytułowana "Zgiełk serca" idealnie wpasowała się w Rok Marii Pawlikowskiej-
Jasnorzewskiej, uchwalony przez Senat RP, w związku z 80 rocznicą śmierci
poetki.
Nieprzeciętna kobieta ukształtowana
przez nieprzeciętny dom, w którym duch artystyczny ojca, Wojciecha Kossaka
i dziada Juliusza Kossaka, połączył się z tradycjami szlacheckimi matki
Marii z Kisielnickich Kossakowej, tworząc atmosferę jedyną w swoim rodzaju.
Nastrój beztroski, humoru, wzajemnego zrozumienia, tolerancji dla odmienności
i dziwactw panował w eleganckich wnętrzach Kossakówki, willi usytuowanej
w wielkim parku, w sercu Krakowa.
Maria, od dziecka zwana Lilką, urodziła
się 24 października 1891 roku jako drugie, z trójki dzieci Wojciecha i
Marii Kossaków. "Pisane jej wielkie losy, kiedy tyle goryczy biedactwo
zaznało w swoim krótkim życiu" - napisał Wojciech Kossak w liście do żony.
Z trudem godził się z chorobą córki, krzywicą kręgosłupa, źle leczoną,
co spowodowało skrzywienie łopatki, utykanie i konieczność noszenia gorsetu
ortopedycznego. "Tatko lubił świetność, doskonałość, piękność. Los zaś
zmusił go do wielbienia córki, która nie była doskonała fizycznie. Tatko
był zdrowy i piękny, kochał mnie i wmawiał we mnie urodę." Lilka zawsze
czuła się we własnych oczach nie dość piękna, dlatego wręcz obsesyjnie
dbała o swój wygląd. Nieustannie potrzebowała nowych sukienek, futer, kapeluszy,
rękawiczek, otulała się szalami, pelerynkami, skrywała twarz pod woalką.
"Drobna postać Lilki omotana szalami przypominała raczej rokokową markizę
niż młodą damę" - napisała o poetce Zofia Starowieyska-Morstinowa. Lilka
od urodzenia wzrastała w dobrobycie. Rozpieszczana przez ojca, była jak
cieplarniany kwiat nieprzystosowany do życia, potrzebowała ciągłej adoracji
i opieki. Kobieta-motyl-koliber podnosiła się do lotu w chwilach zakochania
i pisania wierszy. "Łagodna, ciepła ciemność ubierała ją szczelniej niż
luźne narzutki i futra, powłóczyste szale, które lubiła nosić tak bardzo,
jakby chciała się w nich ukryć, odgrodzić od spojrzeń ludzkich i niebezpieczeństwa
srogiego świata. Kiedy otwierała skrzydła, kiedy kochała i tworzyła, mogła
przezwyciężyć wszystkie własne opory i cierpienia. Skakała lekkomyślnie
w szalone i piękne przygody miłosne, fruwała po świecie zdobywcza, lekkomyślna,
nieobliczalna -
z tego powstawały najpiękniejsze
poezje." - wspominała poetkę Hanna Mortkowicz-Olczakowa.
Lilka urodziła się z talentem poetyckim
i malarskim. Od dziecka pisała wiersze i podziwiana przez rodziców nazywana
była Sapho-Safoną. Jednak nie od razu twórczość jej doceniona została przez
środowisko literackie. W 1922 roku, finansowany przez Wojciecha Kossaka
debiut poetycki "Niebieskie migdały", przyjęty został bardzo krytycznie.
"Mistrzyni bibelotów, wiersze do kręcenia papilotów przy porannej toalecie,
flakon z perfumami na półce z książkami, literatura buduarowa" - takimi
określeniami wyśmiewano wiersze młodej poetki. W 1924 roku ukazał się tomik
wierszy "Różowa magia" przyjęty pozytywnie przez Skamandrytów, poetów panujących
na poetyckim Olimpie dwudziestolecia międzywojennego. Jarosław Iwaszkiewicz,
Julian Tuwim, Kazimierz Wierzyński, Antoni Słonimski, Jan Lechoń - poeci
tworzący grupę Skamander, zaprosili Lilkę do swego elitarnego grona. Jan
Lechoń napisał, że daje słowo honoru, iż Pawlikowska jest poetką,
a jej wiersze są "po prostu prześliczne".
Jarosław Iwaszkiewicz był pod urokiem jej eterycznej osobowości: "Lilka
jest piękną, żałosną, smutną, niezwykle osobliwą, przejrzystą kobietą".
Namaszczona na poetkę przez Skamandrytów Lilka Kossak weszła w warszawskie
środowisko artystyczno-towarzyskie. Był to szczęśliwy etap w życiu poetki
- po rozczarowaniach pierwszego małżeństwa zakochana była nieprzytomnie
w Janie Gwalbercie Pawlikowskim. Była to miłość, która się nie trafia.
Jan był przystojny, inteligentny, liryczny, pochodził z szacownej artystyczno-
inteligenckiej rodziny posiadającej majątek ziemski w Medyce, dom we Lwowie
i willę Pod Jedlami w Zakopanem. "Znalazłam radość oczu moich i zmysłów
moich. Najcudowniejsze, co jest na ziemi, stało się moim udziałem." - pisała
Lilka w liście. "Jasiu, Jasiu! Nic nie ma we mnie prócz imienia Twego wołanego
całym ciałem, całą duszą. Jakiś Ty wielki, że ja Cię mogę tak kochać".
Stała się przy Janie spełnioną kobietą i poetką:
Zanurzcie mnie w niego
jakby różę w dzbanek
po oczy
po czoło
po snop włosa jasnego-
niech mnie opłynie wkoło,
niech się przeze mnie toczy
jak woda całująca
Oceanu Wielkiego... /Zanurzcie
mnie w niego/
Zdradzając tajemnice tworzenia poetka
wyznała, że poezja i życie przenikają się u niej nierozerwalnie - najpierw
jest przeżycie, a potem powstaje wiersz. Jest to życiopisanie i dlatego
tyle w wierszach emocji i żaru, rozedrgania i rozpaczy. To poezja życiem
pisana, a jej siła nie słabnie, gdyż wielka poezja nie poddaje się czasowi.
Lilka umiała pięknie pisać o miłości, ale jak w pierwszym, tak i w drugim
małżeństwie, nie umiała stworzyć z partnerem własnego domu, nie chciała
mieć dziecka, ciągle uciekała do Kossakówki, jedynego prawdziwego
domu, gdzie było jej najlepiej i najwygodniej. Uczucie łączące ją z Janem
Gwalbertem Pawlikowskim było prawdziwe, jednak mąż okazał się niestały
w miłości, zakochał się w innej kobiecie i założył z nią rodzinę.
Gdy się miało szczęście, które
się
nie trafia:
czyjeś ciało i ziemię całą,
a zostanie tylko fotografia
to-to jest bardzo mało. /Fotografia/
Witkacy namalował dwa portrety Marii
Pawlikowskiej - na jednym z nich z wielkich błękitnych oczu płyną łzy.
Choć Wojciech Kossak wyprawił córkom trzy wesela - Lilce dwa i Magdalenie
jedno - to znów miał dwie córki w Kossakówce na utrzymaniu, wypłacając
comiesięczną pensję i realizując zamówienia na nową garderobę.
W 1924 roku Teatr Mały w Warszawie
wystawił pierwszą komedię Marii Pawlikowskiej "Szofer Archibald. Komedia
w trzech aktach". Do 1939 roku poetka napisała piętnaście sztuk;
głównie były to komedie obyczajowe, pisane z humorem i fantazją, dobrze
przyjmowane przez publiczność. Ostatnia sztuka "Baba-Dziwo. Tragikomedia
w trzech aktach" miała premierę w Warszawie na początku września 1939 roku.
Wydany w 1927 roku tomik poetycki
"Dancing. Karnet balowy" charakteryzował się nowoczesnym artystycznie kształtem:
były to krótkie, rytmiczne wiersze bez znaków przestankowych, bez wielkich
liter, o zaskakujących, odważnych metaforach.
tańczyli sny wachlarze brylantowe
tęcze
ktoś komuś szepnął w tańcu: tak
- na śmierć i życie -
wszedł steward rzekł a wszyscy
stanęli jak wryci
ladies and gentelman
danger /Titanic/
Rok 1928 i poetka znów jest zakochana.
Na zdjęciu w gazecie zobaczyła przystojnego lotnika portugalskiego Jose
Manuela Sarmento de Beires, który pierwszy przefrunął Atlantyk. Odszukała
jego adres i przez pół roku pisali namiętne listy, by w końcu spotkać się
w Paryżu. "Mam tu romans ze sławnym awiatorem portugalskim Sarmento de
Beires - pisała do przyjaciółki Marii Morskiej z Paryża. Ma on się do innych
panów jak aeroplan do roweru. Tracę głowę, bo nie umiem sobie z tą szaloną,
wspaniałą istotą poradzić ani kierować, ani opanować tak, jakbym chciała.
Jest on tak przeraźliwie piękny, że tu już kończy się moje życie. Najwyższe
szczęście graniczy z rozpaczą." Wielka miłość skończyła się wielkim zawodem.
Poetka, samobójczyni,
loki rozwiawszy fiołkowe,
nad wodą stoi
.
<Safo, co chcesz uczynić?>
<Chcę morze zarzucić na głowę
by nikt nie dojrzał łez moich>
/Krystalizacje/
Po powrocie z Paryża Lilka zamieszkała
w małym mieszkanku, zwanym "norką", w pobliżu Kossakówki. Była blisko domu
rodzinnego, ale jednak miała przestrzeń dla siebie i przyjaciół. I wtedy,
niespodziewanie, pojawiła się nowa miłość w osobie kapitana lotnictwa Stefana
Jerzego Jasnorzewskiego, zwanego Lotkiem. Pochodził z ziemiańskiej rodziny
z Wołynia. Był młodszy od Lilki o dziesięć lat, nie miał w sobie nic z
intelektualisty ani artysty, był nieskomplikowanym wewnętrznie, dowcipnym,
pułkowym podrywaczem. Dla Lilki stracił głowę i od chwili poznania wyzwolił
w sobie talent opiekuńczy. "Znalazłem egzotyczny kwiat, którego nie opuszczę
"- napisał w liście do matki. Lilka i Lotek stali się nierozłączni: on
- radosny, troskliwy, praktyczny lotnik, ona - ulotna, niezaradna, zagubiona
w życiu kobieta-motyl. Połączyła ich miłość-los-
przeznaczenie. Oboje byli przesądni
i uważali, że wszystko zostało zapisane w gwiazdach. Lilka znana była wśród
bliskich jako czarownica zajmująca się magią: spotykała się z jasnowidzami,
Cygankami, uczestniczyła w seansach spirytystycznych, stawiała kabałę,
wierzyła w wędrówkę dusz, reinkarnację, zawsze miała przy sobie talię kart.
"Wszystkie mistyczne książki dają mi zawsze wrażenie głębokiego oddechu,
przetarcia oczu i spoglądania z wysokiej góry na ziemię,
na życie, na gatunek ludzki, na
moje życie jako jednostki - i odnajduję w tym zatraceniu spokój, który
odpędza tę gryzącą zmorę, że ze mnie nic nie będzie
". Nowa miłość była
dziwna ze względu na różnicę wieku, osobowości, środowiska w jakich wzrośli
i funkcjonowali, ale była prawdziwa i sprawdziła się w najtrudniejszych
okolicznościach wojny i śmiertelnej choroby Lilki.
Wraz z wojną Lilka straciła wszystko
- swoje środowisko artystyczne, luksus i opiekę rodziców, poczucie wyjątkowości,
możliwość dbania o siebie i czar istnienia. Jej świat prysł jak bańka mydlana.
"Mojego świata już nie ma" - powiedział Witkacy decydując się na samobójstwo.
Lilka wyjechała we wrześniu 1939 roku z mężem-wojskowym trasą wojska i
rządu polskiego: Zaleszczyki, Bukareszt, Paryż, Lyon, Gibraltar, Londyn.
Lotek pozostał w bazie wojskowej, a Lilkę umieścił w hotelu w Blackpool.
"Wojna trwa, a ja siedzę w twierdzy-hotelu, który jest moim więzieniem
i niewolą bez wyjścia" - napisała w dzienniku. Trudno wybaczyć poetce małostkowość
i egoizm dominujący w dzienniku i w listach pisanych w czasie wojennym.
Narzeka na niewygodę, poszukuje nowych sukienek i futer, krytykuje jedzenie
hotelowe, izoluje się od polskiego środowiska artystycznego w Londynie,
oczekuje od Lotka nowych prezentów i opieki. Z tęsknoty za światem, który
wojna zmiotła z powierzchni ziemi, z tęsknoty za rodzicami i Kossakówką,
w Lilce, siedzącej samotnie w pokoju hotelowym, rozwija się choroba. Kolejne
operacje stały się źródłem bólu i zagubienia. "Cierpię potwornie. Na sercu,
nerwach, dumie, instynkcie, imaginacji. Błagam św. Antoniego, żeby mnie
uspokoił" - pisała w dzienniku szpitalnym. Miłość, ubrania, drobiazgi,
straciły moc kojenia bólu. Po naświetleniach radem poetka została sparaliżowana
od pasa w dół. Swój stan opisywała do końca - "Zdaje mi się, że nie mogę
już. Słabość straszna" - to były jej ostatnie słowa towarzyszące jej do
końca życiopisania. Zmarła 9 lipca 1945 roku mając 53 lata. "Odeszła niespodziewanie
w nocy. I wciąż jest! Ona nie umarła. Jest i będzie. Wyszła gdzieś na chwilę
i zaraz wróci. Mój kwiat cieplarniany, moja radość" - napisał Lotek, który
po śmierci żony odizolował się na wiele lat od świata i ludzi.
Umierający motyl składa skrzydła
po czym przewraca się na bok
jak żagiel
podczas nagłego sztormu /Szkicownik
poetycki/
Odeszła poetka zostawiając nam wiersze
zbudowane z emocji. Z puchu miłości stworzyła poezje o trwałości marmuru.
Katarzyna Szrodt
Dr Katarzyna Szrodt - badaczka
polskiej emigracji artystycznej w Kanadzie, animatorka życia kulturalnego,
kuratorka wystaw, felietonistka.
|