.
NUMER 9 / LUTY 2020

MAGAZYN PANORAMA
352 Bergevin, Suite 6 
Lasalle, Qc
H8R 3M3 

E-mail: [email protected]

Tel. (514) 367-1224 
Tel. (514) 963-1080



 
 
 
 
 
 
 
 
 

 

Wyrachowane szaleństwo (Odc. 9)
 
... Jerzy Adamuszek
Wyrachowane szaleństwo

Wydawnictwo ISKRY 1994 / Seria "Naokoło Świata"

Relacja z wyprawy samochodem osobowym wzdłuż obu Ameryk - od Alaski po Ziemię Ognistą, w trakcie której został ustanowiony rekord wpisany do Ksiegi Rekordów Guinnessa.

..
..
Wjechałem do stanu Wyoming, którego początki związane były z odkryciem jednych z największych w świecie złóż złota. W dolinach rzek zaczęto uprawiać ziemię i hodować bydło. Inne bogactwa mineralne ściągały inwestorów i górników poszukujących pracy.
O 8.00 rano byłem już w 52-tysięcznym mieście Casper. Zostało ono założone przez mormonów, którzy przybyli tu w 1847 roku, aby przeprawić się na drugą stronę rzeki North Platte w celach zarobkowych. Wtedy to wybudowali most, a potem doprowadzili kolej. Obecnie Casper jest jednym z głównych ośrodków turystycznych Wyoming.

Jadąc dalej na południe stwierdziłem, że najlepiej trzymać się wielkich ciężarówek. Są one wyposażone w urządzenia an-tyradarowe, jak również w radia, dzięki którym kierowcy mają rozwiązany problem płacenia mandatów. Po prostu istnieje wśród nich solidarność. Rzadko się widzi na amerykańskich drogach, ażeby ciężarówka została zatrzymana za przekroczenie prędkości. Musi to być jakiś początkujący kierowca lub też tak bardzo się spieszy, że nawet opłaca mu się zapłacić mandat, byle tylko prędzej dojechać do celu.

Ruch się zwiększył. W radiu muzyka country. Powoli zbliżam się do Cheyenne, stolicy stanu Wyoming. W mieście jest kilka muzeów; tu znajduje się najdłuższa w świecie lokomotywa parowa.
Dalej na południe jadę drogą nr 25. Krzyżuje się ona z autostradą nr 80, drugą biegnącą przez całe Stany Zjednoczone - od Nowego Jorku do San Francisco. Jechałem nią niegdyś jeepem terenowym. Było bardzo niewygodnie, gdyż jeep jest krótki i ma twarde zawieszenie, ale czego cię nie robi, żeby tylko lepiej poznać świat.

Kilkanaście kilometrów za Cheyenne wjechałem do stanu Kolorado. Około południa dotarłem do jego stolicy, Denver. Po zatankowaniu skontaktowałem się z redakcją gazety i umówiłem się z dziennikarzem w centrum na krótki wywiad. Miasto, obecnie liczące ponad 500 000 mieszkańców, nieraz w swej historii było niszczone przez pożary i powodzie, ale zawsze odbudowywano je z coraz większym przepychem. W okresie gorączki złota zamieszkiwało je już ponad 100 000 ludzi. Tu tworzyły się największe fortuny w Stanach Zjednoczonych. Rozwój przemysłu, handlu i transportu uczynił z Denver jeden z głównych ośrodków centralnej części kraju. Turystyka - złoto XX wieku - przypieczętowała znaczenie miasta.

Jechałem dalej na południe drogą nr 25. Pogoda była wspaniała. Po prawej piękne Góry Skaliste, już pokryte śniegiem. Stan Kolorado jest bardzo popularny wśród bogatych mieszkańców Montrealu, których stać na to, by przyjechać tu na narty. Sam z chęcią troszeczkę bym tu sobie pojeździł.

Następne miasto na trasie to Colorado Springs, słynny ośrodek turystyczny. Czyste, świeże powietrze, słońce. Doskonałe hotele ściągają turystów z całego świata przez okrągły rok. A że turystyka związana jest z biznesem, toteż dopasowano do niej całą infrastrukturę. Autostrada aż kusiła, by zwiększyć prędkość. Ale i tak już jechałem za szybko. Przynajmniej tak uważał policjant, który podążał za mną.

Postąpiłem tak jak poprzednio. Okazało się jednak, że niepotrzebnie zacząłem zadawać głupie pytania o drogę. Policjant uśmiechnął się i poprosił, bym zwolnił. Ale prędkość nie była głównym powodem, dla którego mnie zatrzymał. Powiedział, że słyszał komunikat w radiu, iż ktoś taki jedzie samochodem na południe, i właśnie chciał się upewnić, czy chodziło o mnie.
Przejeżdżam przez miasto Pueblo. W architekturze domów dostrzegam wpływy meksykańskie. Jazda przez tak piękny teren budzi naprawdę wielkie zadowolenie. Po prawej stronie czapy śniegu na szczytach sprawiają wrażenie, że na zewnątrz musi być zimno. Spoglądam na zdjęcie córki i marzę, aby kiedyś tu z nią przyjechać, ale nie po żaden rekord, po prostu na wypoczynek, pokazywać i tłumaczyć.

Analizuję mapę. Zamierzałem przekroczyć granicę z Meksykiem w Laredo, ale zastanawiam się, czy nie zmienić planu i nie jechać autostradą nr 25 aż do El Paso. Ale nie bardzo mi to pasuje, gdyz byłbym tam w nocy. Tymczasem muszę przekraczać granicę w dzień, aby wykupić ubezpieczenie w biurze turystycznym. W miejscowości Raton zjeżdżam z autostrady i przez północno-wschodnią część stanu Nowy Meksyk - jakieś 100 kilometrów - podążam do Amarillo w Teksasie. Pomyślałem, że może uda się teraz troszeczkę nadrobić, i dodałem gazu. Skończyło się na tym, że zostałem zatrzymany przez pana w cywilu. Tym razem nie było żartów. Cudem uprosiłem mandat ostrzegawczy. Pod jednym wszak warunkiem: jeżeli jeszcze raz zostanę zatrzymany w tym stanie, płacę dwa mandaty. Na szczęście za pół godziny już byłem w Teksasie.
Prawie 80 procent powierzchni tego najbogatszego stanu, utrzymującego się głównie z wydobycia ropy naftowej i hodowli bydła, zajmują farmy. W Teksasie - nie tylko według mojej opinii - są najlepsze drogi. Szkoda, że w Polsce trasa Katowice-Warszawa nie ma tak równej nawierzchni, jak tu droga drugiej czy trzeciej kategorii.

Dojeżdżam do Amarillo. Stąd właśnie koleją transportowano bydło z Teksasu. Obecnie miasto jest naftową stolicą regionu. Tu znajdują się największe pokłady gazu ziemnego bogatego w hel oraz jedne z najobfitszych zasobów węgla kamiennego.

W Amarillo przecinam autostradę nr 40, kolejną biegnącą równoleżnikowo przez całe Stany. Zaczyna się w Wilmington nad Atlantykiem w Karolinie Północnej, a kończy prawie w Los Angeles. Pomimo że jadę bocznymi drogami, nie żałuję podjętej decyzji. Po pierwsze, nie tracę dużo na czasie; teren jest prawie nie zabudowany, nie widać żadnego pojazdu, mogę spokojnie jechać 130 kilometrów na godzinę, co na autostradzie byłoby nie do pomyślenia. Po drugie, mam okazję zobaczyć małe miejscowości farmerskie.

Lubbock liczy 180 000 mieszkańców, a jego historia sięga początku XIX wieku. Wówczas miasteczko wiodło prym w handlu bydłem i ziarnem. Obecnie produkuje się tu najwięcej bawełny w całych Stanach. Jadąc dalej zobaczyłem drogowskaz z napisem: Odessa. Postanowiłem, że tam zrobię sobie krótką przerwę. Było już późno, bo około 22.00. Odessa okazała się małą mieściną. Szerokie puste ulice, czasem przejedzie jakiś pick-up. Zatrzymałem się przed knajpą i nawiązałem rozmowę z wychodzącym dziadkiem. Okazało się, że znał język rosyjski co najmniej równie dobrze jak ja. Mówił, że urodził się tu, ale jego rodzice przybyli z Krymu. Dowiedziałem się, że nazwę miasteczku nadali liczni imigranci z Ukrainy, którzy dotarli tu szukając podobnych stepów, jakie mieli u siebie. Dziadek zapraszał mnie do domu na piwo. Tłumaczyłem mu, że naprawdę w polskim charakterze nie lezy odmowa zaproszenia, szczególnie w takiej sytuacji, ale niestety, spieszę się, a alkoholu teraz pić nie mogę.

Z Odessy drogami wąskimi, ale dobrymi, dotarłem do miejscowości Sheffield, gdzie wjechałem na autostradę nr 10, ostatnią, która biegnie równoleżnikowo przez Stany Zjednoczone - z Jacksonville na Florydzie do Los Angeles. Przejechałem nią może 40 kilometrów na wschód. Przypomniałem sobie nawet stację benzynową, na której w 1984 roku tankowałem toyotę. Jechałem wtedy samotnie z Miami na Florydzie do Los Angeles. Po tej właśnie podróży narodził się pomysł samotnego rajdu na czas i wytrzymałość. W miejscowości Ozona zjechałem na południe drogą nr 163 w kierunku granicy z Meksykiem. Szosę akurat remontowano. Był to jedyny odcinek mojej trasy przez Stany, na który mogłem narzekać, i to nie z powodu warunków atmosferycznych. Odczuwałem już potworne zmęczenie. Kilkakrotnie ucinałem sobie piętnastominutowe drzemki. Krótkie przerwy bardzo pomagają.

O 4.00 nad ranem byłem w miejscowości przygranicznej Del Rio, skąd skierowałem się do Eagle Pass. Dużo się wówczas mówiło o nielegalnej pracy Meksykanów w Stanach Zjednoczonych. Za bardzo małe pieniądze zatrudniano ich w sezonie, czasem tylko na jeden dzień. Widziałem kilka grupek czekających na większy środek lokomocji, który miał je zawieźć do pracy. Co chwila przejeżdżał półciężarowy samochód policyjny z zakratowanymi oknami, w którym siedziało po parę osób. Pojazdy te prawdopodobnie kursują codziennie nad ranem i zbierają Meksykanów, którzy nielegalnie przekroczyli rzekę Rio Grande. Miałem wielką ochotę zatrzymać się przy jednej z tych grupek i zapytać, ile dostają za godzinę i ile godzin dziennie pracują. Farmerzy, oczywiście ryzykując karę, zatrudniają tych biednych meksykańskich chłopaków.

Zjechałem na pobocze i położyłem się spać. Za sobą miałem prawie dwadzieścia godzin prowadzenia samochodu. Obudziłem się może o 9.00 rano. Pierwsze, co zrobiłem, to zabrałem się do wymontowywania termostatu, by jadąc przez strefę zwrotnikową nie przegrzać silnika. Śruby były przerdzewiałe i nie mogłem ich odkręcić. Podjechałem do najbliższego warsztatu przy drodze i poprosiłem o pożyczenie większego klucza. Miałem trudności z porozumieniem się, ponieważ pracujący tam mechanicy prawie nie mówili po angielsku. Silna konkurencja na rynku pracy sprawia, że w strefie przygranicznej zatrudnieni są prawie sami Meksykanie.

Około 13.00 byłem już w Laredo. Wykupiłem ubezpieczenie na kilka dni podróży przez Meksyk, gdyż to z Kanady traciło ważność z chwilą przekroczenia granicy amerykańsko-meksykań-skiej. Poinformowałem gazetę i telewizję, że jestem gotowy udzielić wywiadu. Umówiliśmy się na 14.30. W przerwie skorzystałem z łazienki biura podróży i umyłem się. Udzieliwszy wywiadu poszedłem wymienić pieniądze i zwiedzić troszeczkę śródmieście.

Laredo liczy 110 000 mieszkańców. Zostało założone w 1755 roku przez Hiszpanów. Było stolicą oddzielnej republiki Rio Grande, składającej się z obecnego południowego Meksyku i północnego Teksasu. Centrum miasta stanowi plac Świętego Augustyna w hiszpańskim stylu kolonialnym. Przez rzekę Rio Grande prowadzą trzy mosty do Nuevo Laredo w Meksyku.

Jak dotąd - pomyślałem - wszystko idzie zgodnie z planem. Spieszyłem się bardzo, by zdążyć na piątek do Laredo, tymczasem okazało się, że biuro, które sprzedaje ubezpieczenia na samochody wjeżdżające do Meksyku, jest czynne także w sobotę i w niedzielę.

Wsiadam do samochodu, aby jak najszybciej przekroczyć granicę. Trochę obawiam się Meksyku. Słyszałem różne opowiadania, przede wszystkim o różnicy poziomów życia dzielącej dwa sąsiadujące ze sobą kraje. O 17.00 dołączam do kolejki samochodów przekraczających most na Rio Grande.
 

C.D.N.


Jerzy Adamuszek - po ukończeniu geografii na UJ-cie w Krakowie w 1980 przybył do Montrealu. Autor książek podróżniczych: "Wyrachowane Szaleństwo", "Kuba to nie tylko Varadero" (po angielsku "Cuba is not only Varadero") i "Słonie na olejno". Niektóre jego osiągnięcia zarejestrowała Księga Rekordów Guinnessa. Organizator "Spotkań Podróżniczych" oraz "Są Wśród Nas" w Konsulacie Generalnym RP w Montrealu (www.sawsrodnas.ca).


PANORAMA - MAGAZYN RADIA POLONIA CFMB 1280 AM, MONTREAL, KANADA
Tel: (514) 367-1224, (514) 963-1080, E-mail: [email protected]
Designed and maintained by Andrzej Leszczewicz
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
ZALOGUJ SIĘ