Wyrachowane szaleństwo
(Odc. 7)
|
... |
Jerzy
Adamuszek
Wyrachowane
szaleństwo
Wydawnictwo
ISKRY 1994 / Seria "Naokoło Świata"
Relacja z wyprawy
samochodem osobowym wzdłuż obu Ameryk - od Alaski po Ziemię Ognistą, w
trakcie której został ustanowiony rekord wpisany do Ksiegi Rekordów Guinnessa. |
..
..
PIERWSZE NIEBEZPIECZEŃSTWA
Wyjazd z Prudhoe
Bay (75°10' szer. geogr. pn.): 2 XI, 12.00 czasu lok. - przyjazd na granicę
Kanada/USA (Sweetgrass): 5 XI, 16.00
Dystans: 4509
km
Trasa: Prudhoe
Bay-Fairbanks - James Dalton Highway do Dawson Creek - Alaska Highway do
Edmonton - drogi nr 2, 34 i 43 do Calgary - droga nr 2 do Sweetgrass -
autostrada nr 1, drogi nr 24, 23 i 4
Wypoczęty,
najedzony, punktualnie w południe wystartowałem. Była niedziela, 2 listopada
1986 roku. Po raz pierwszy w dzień mogłem zobaczyć osady Prudhoe Bay i
Dead Horse. Nie wiadomo, czy jeszcze będę miał okazję tu powrócić.
Wjechałem na
drogę o nazwie James Dalton Highway, która liczy 780 kilometrów i biegnie
wzdłuż rurociągu "Alaska" aż do Fairbanks. Prawie na całej długości jest
to droga bita, ale można jechać z prędkością 100 kilometrów na godzinę.
Dzisiaj ruchu nie będzie, gdyz jest niedziela. Jeśli ktoś pojedzie, to
w przeciwnym kierunku.
Niebo nie jest
tak czyste jak kilka dni temu. Nad horyzontem bardzo ciemno. Chyba zbliża
się burza śnieżna. Dobrze, że juz odjeżdżam - pomyślałem. Czuję się wspaniale.
Mój organizm przyzwyczaił się do całodziennego siedzenia za kierownicą.
Teraz będzie jeszcze więcej jazdy non stop. Wiem, ze muszę być bardzo ostrożny.
Oczy mieć z każdej strony głowy. Wystarczy bowiem chwila nieuwagi - i może
się skończyć cała przygoda. A nie wiem, czy starałbym się jeszcze raz od
nowa podjąć taką próbę. Jadę w pojedynkę, bez żadnego serwisu, więc muszę
być sam sobie pilotem, mechanikiem, organizatorem i spełniać jeszcze wiele
innych funkcji. Droga jest miejscami bardzo śliska i od dawna nie posypywana.
Do pierwszego pasma górskiego, Brooks, posuwałem się równo. Potem kilka
razy samochód zarzucił.
Zjechałem do
punktu serwisowego przy rurociągu, aby spróbować dotankować benzyny. Dostałem,
o dziwo, 20 litrów. A pan, który obsługiwał stację, nie chciał ode mnie
żadnych pieniędzy. Teraz mogłem jechać aż do Fairbanks, nie obawiając się,
że zabraknie mi paliwa.
100 kilometrów
przed Fairbanks przeżyłem pierwszą niebezpieczną sytuację. Było już ciemno
i zaczął padać gęsty śnieg. Nagle ujrzałem przed sobą długie, mocno świecące
mi w oczy światła. Coś mi tu jednak nie pasowało. Myśląc, że tajemniczy
pojazd jedzie po swojej prawej stronie, zwolniłem i delikatnie zjechałem
na prawo. Nagle znalazłem się w rowie. Wyskoczyłem z samochodu, podbiegłem
do tamtego - i co? Okazało się, że młodzi małżonkowie zjechali na moje
pobocze, aby zrobić siusiu. Nie wyłączyli długich świateł. Mogło się skończyć
gorzej. Czuli się winni, więc bez zbytniego proszenia pomogli mi wyjechać
z rowu. Już to pierwsze niebezpieczeństwo zmusiło mnie do jeszcze większej
koncentracji.
Przyjechałem
do Fairbanks - ośrodka turystycznego, a także głównego punktu przeładunkowego
na północy Alaski, gdyż tu kończy się kolej. Chciałem się skontaktować
z gazetą, z którą umówiłem się na rozmowę, ale nikt nie podnosił słuchawki.
Zaraz za Fairbanks
wjechałem na Alaska Highway, która liczy 2702 kilometry i prowadzi aż do
Dawson Creek w Kolumbii Brytyjskiej. Prawie na całej długości pokryta jest
asfaltem. Została wybudowana przez armię amerykańską w 1942 roku w ciągu
dziewięciu miesięcy, aby zapewnić transport drogą lądową na Alaskę, której
zagrażali Japończycy. Po wojnie rząd Kanady musiał wykupić autostradę i
dostosować ją do potrzeb ruchu turystycznego.
Tuż za Fairbanks
spod jadącego przede mną jeepa wyskoczył kamień i stłukł mi prawy reflektor.
Zjechałem do pobliskiej stacji benzynowej, gdzie naprawiłem uszkodzenie
i zatankowałem.
Ażeby nie
marnować czasu, przygotowuję posiłek jadąc. Nabrałem już wprawy i nie stanowi
to dla mnie dużego kłopotu. Do przymocowanego półlitrowego kontenera z
grzałką nalewam wody, włączam do gniazdka zapalniczki i czekam piętnaście
minut, aż woda się zagotuje. Następnie w specjalnie zrobionym otworze mojej
drewnianej półki umieszczam pojemnik z zupą w proszku i makaronem. Zalewam
wrzątkiem, czekam dziesięć minut, po czym biorę łyżkę i zajadam. Po jakimś
czasie zapalam papierosa. Zaplanowałem sobie, że jeśli będę miał ochotę
zapalić, to jednego co trzy godziny. A potem oczywiście wietrzę samochód.
Pół litra gorącego rosołu wystarcza na bardzo długo. Sprawdziłem już, że
nie opłaca się jeść dużo, gdyż powoduje to senność. Niedojadanie dobrze
wpływa na bystrość umysłu.
Po północy
przyjechałem do miejscowości Tok na przecięciu głównych szlaków. Stąd na
południe prowadzi droga do Anchorage Green Highway. Tok, mała osada, jest
centrum handlowym dla okolicznych miejscowości. Niektórzy twierdzą, że
jej nazwa wywodzi się z języka tubylców i oznacza "skrzyżowanie pokoju".
Inni mówią, że jest skrótem od "Tokio" i powstała w czasie drugiej wojny
światowej. W tym miasteczku odbywają się co roku najstarsze i największe
wyścigi psich zaprzęgów.
Przed samym
wjazdem do Kanady tankuję, gdyż dalej cena benzyny będzie wyższa. Na granicy
spisuję czas i stan licznika. Proszę celnika o podpis i pieczątki na dokumencie
oraz w paszporcie.
Wjeżdżam na
terytorium prowincji Jukon.
O 6.00 rano
zdecydowałem się na pierwszy sen. Miałem za sobą 1500 kilometrów jazdy
non stop. Obudziłem się po trzech godzinach. Jak zwykle poranna toaleta
na zewnątrz w zimowym pejzażu - i dalej w drogę. Mały posiłek składający
się z kromki chleba i kubka kawy czekoladowej. Przez cały czas podróży
nie piłem kawy prawdziwej. Chciałem, aby organizm w sposób naturalny, bez
żadnych dodatkowych bodźców przezwyciężał zmęczenie.
W okolicy jeziora
Kluane nawierzchnia była śliska jak szklanka. Po obu stronach drogi kilka
samochodów w rowie. Zwolniłem do minimalnej prędkości. Jechałem tak około
godziny. Jezioro leży w parku narodowym Kluane, który zajmuje obszar ponad
20 000 kilometrów kwadratowych w południowym Jukonie. Tu znajdują się lodowce
oraz pola lodowe z najwyższym szczytem Kanady, Mount Logan (6050 metrów
n.p.m.). Góry Świętego Eliasza jedyne na świecie mają monopolarny system
lodowcowy.
Droga znacznie
poprawiła się w Haines Junction, skąd na południe biegnie trasa do miejscowości
Haines nad Oceanem Spokojnym. Wczesnym popołudniem dojechałem do Whitehorse.
Przeprowadzałem eksperyment, który polegał na dokładnym sprawdzeniu, ile
mój cadillac spala benzyny. Pomimo że mijałem stacje benzynowe, jechałem
aż do momentu, gdy wyczułem, ze w baku jest już prawie pusto. (Oczywiście
miałem benzynę w kanistrze). Zatankowałem 98 litrów, a więc spalał 13,2
litra na 100 kilometrów. Był to absolutny rekord.
W 15-tysięcznym
Whitehorse, będącym stolicą prowincji Jukon, udzieliłem wywiadu lokalnej
gazecie oraz stacji radiowej. Jadąc dalej czułem się bardzo dobrze. A w
planie miałem jechać do oporu, czyli jak najdalej na południe.
Późnym wieczorem
byłem już w Watson Lake. Tu na stacji benzynowej doradzono mi, abym jechał
ile się da, gdyż zaczyna padać gęsty śnieg. Drogi odśnieżają tutaj rzadko
i może się zdarzyć, że będą zablokowane przez dzień, a może dłużej.
Ledwie minąłem
Watson Lake, znalazłem się na terytorium Kolumbii Brytyjskiej. Za miejscowością
Contact Creek zaczął się 1 50-kilometrowy odcinek drogi bitej. Nie miało
to już jednak znaczenia dla jazdy, gdyż śnieg zaczął padać bardzo intensywnie.
Po jakimś czasie nie mogłem odróżnić, czy jestem na drodze, czy już na
poboczu. Śnieg padał pod ostrym kątem, gdyż wiał mocny wiatr. Dostawałem
oczopląsu. Zacząłem odczuwać potworne zmęczenie. Musiałem kilkakrotnie
zatrzymywać się i robić gimnastykę, oddychać głęboko, aby zmęczenie ustąpiło.
Nie mogłem sobie pozwolić nawet na krótką drzemkę, obawiając się całkowitego
zasypania drogi. Warstwa śniegu miała juz kilkanaście centymetrów. Cadillac
jednak jechał jak czołg. Jak na złość, nie pojawiła się żadna większa ciężarówka,
która przetarłaby szlak. Posuwałem się na wyczucie z niedużą prędkością,
bo około 50 kilometrów na godzinę.
W tym żółwim
tempie jechałem aż do 5.00 nad ranem. Przede mną ukazała się czarna wstęga
asfaltu, gdyż na otwartej przestrzeni wiatr zdmuchiwał śnieg z drogi. Lekko
przyspieszyłem i zacząłem tańczyć po nawierzchni. Obróciło samochód kilkakrotnie
dookoła własnej osi. Gwałtownie odzyskałem wszystkie siły. Chciałem wyprowadzić
samochód z poślizgu. Na szczęście zatrzymałem się wzdłuż osi jezdni, uderzając
kołami w lekko wystający zamarznięty śnieg na poboczu. Wyszedłem z wozu
i od razu się przewróciłem. Okazało się, ze na czarnej wstędze asfaltu
była cienka warstwa lodu. Po dziesięciu minutach ostrożnej jazdy dotarłem
do przydrożnego motelu. Stanąłem na parkingu i usnąłem na parę godzin.
Okazało się, że kierowcy samochodów z parkingu postanowili czekać do momentu,
aż droga do Watson Lake zostanie odśnieżona i posypana. Ja na szczęście
najgorsze już miałem za sobą.
Do Fortu Nelson
przybyłem około 10.00 rano. Kiedy jechałem na południe, słońce tak mnie
oślepiało, ze jedna para okularów nie wystarczała, musiałem zakładać drugą.
Bardzo silne było odbicie słońca od śniegu. Droga została już odśnieżona.
Po południu
dojechałem do Dawson Creek, gdzie pożegnałem się z Alaska Highway. Stąd
właśnie w marcu 1942 roku ruszyła budowa autostrady. W centrum miasta jest
tablica pamiątkowa z cyfrą "0".
Za Dawson Creek
po raz pierwszy i ostatni w Kanadzie zostałem zatrzymany przez policję
za przekroczenie prędkości. Otrzymałem jedynie mandat ostrzegawczy.
Na tym obszarze
śnieg już całkowicie stopniał. Było nawet dość ciepło. Zjechałem na mały
przydrożny parking i zmieniłem olej oraz filtr do oleju.
Byłem już na
terenie prowincji Alberta. Postanowiłem, że jeszcze tej nocy muszę dojechać
do Calgary, gdzie chciałem u swojego szwagra Emila porządnie się wykąpać
i przespać parę godzin w łóżku.
Wieczorem zrobiłem
krótki postój w Grande Prairie, centrum Peace River, jednego z najbogatszych
regionów rolniczych świata. Uprawia się tu pszenicę, jęczmień, owies oraz
hoduje bydło rogate.
Następnym
większym miastem na południe było Edmonton, stolica Alberty. Dotarłem tam
przed północą, dojechałem do centrum i odnalazłem redakcję gazety, gdyż
chciałem udzielić wywiadu. Jednak strażnik nie wpuścił mnie, było juz za
późno.
Do Calgary
zostało tylko 300 kilometrów. Pod dom szwagra zajechałem o 2.30 w nocy.
Z rana wziąłem porządny prysznic i zjadłem jajecznicę. Umówiłem się w redakcji
gazety w centrum miasta. Po wywiadzie dla "Heralda" zrobiłem zakupy i wczesnym
popołudniem wyjechałem z miasta. Chciałem ominąć korek, toteż pojechałem
drogą boczną, drugorzędną w kierunku Leth-bridge.
Ostatnim miasteczkiem
w Kanadzie na mojej trasie było Milk River. Jego okolice w ciągu swej trzechsetletniej
historii należały do pięciu różnych państw. Toteż widoczne są tu flagi
Francji, Hiszpanii, Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i Kanady. Milk
River leży na wschodnim brzegu rzeki o tej samej nazwie.
Do granicy
ze Stanami Zjednoczonymi w miejscowości Sweetgrass przyjechałem o 16.00.
C.D.N.
Jerzy Adamuszek - po ukończeniu
geografii na UJ-cie w Krakowie w 1980 przybył do Montrealu. Autor książek
podróżniczych: "Wyrachowane Szaleństwo", "Kuba to nie tylko Varadero" (po
angielsku "Cuba is not only Varadero") i "Słonie na olejno". Niektóre jego
osiągnięcia zarejestrowała Księga Rekordów Guinnessa. Organizator "Spotkań
Podróżniczych" oraz "Są Wśród Nas" w Konsulacie Generalnym RP w Montrealu
(www.sawsrodnas.ca). |