.
NUMER 5 / PAŹDZIERNIK 2019

MAGAZYN PANORAMA
352 Bergevin, Suite 6 
Lasalle, Qc
H8R 3M3 

E-mail: [email protected]

Tel. (514) 367-1224 
Tel. (514) 963-1080



 
 
 
 
 
 
 
 
 

 

W krótkich spodenkach przez PRL 

Cesiek (Czesław)

Cesiek był moim sąsiadem, mieszkał z rodzicami w niewielkim domku w pobliżu. Czasami nas odwiedzał i w związku z tym ciągnął się za nim ogon pomówienia. Podobno po którejś u nas wizycie coś z naszego mieszkania zginęło. Nie pamiętam co to było, lecz ogon podejrzenia skojarzył się z jego osobą na dobre. Tak jak ze srokami, które miały wlatywać przez okna i kraść błyskotki, często srebra z zestawu sztućców które pozostały po pierwszym mężu mojej mamy, wojskowym lekarzu zamordowanym w Katyniu. Faktem jest, że w naszym domu czasem panował niedostatek, który matka próbowała łatać sprzedażą przedmiotów z dóbr rodzinnych, to dotyczyło jakichś dywanów, być może i srebrnych drobiazgów o których brak oficjalnie podejrzewano sroki oraz Ceśka.

Lubiłem go, więc podejrzenia sprawiały mi przykrość, nie śmiałem jednak wątpić w opinie matki i babci. Kolegowałem się z nim nadal, co owocowało różnymi wspólnymi zabawami, których Cesiek był twórczym inspiratorem. Lubiliśmy na przykład kopać. Dziury i nory różne w ziemi.
Nasza miejscowość, wiosko-osada Wiśniowa Góra, tak jak większość terenów wokół Warszawy leży na piaskach, takich swojskich, dość miałkich, żółtych, miłych i łatwych do kopania. Toteż któregoś dnia zaczęliśmy kopać sporą jamę - kryjówkę, w której z czasem było dość miejsca na dwóch takich chudziaków jak my w owym czasie. Owa jaskinia była dość przytulna lecz ze stropem z tego samego piasku jak reszta, co mnie do dziś dziwi, że nie zawaliła się na nasze głowy pod własnym ciężarem, albo pod stopami jakiegoś przypadkowego przechodnia. Nie wiem czy mnie pamięć nie myli, ale nasza przytulna jaskinia uległa po jakimś czasie likwidacji rękami przezornego znajomego, który najwyraźniej dysponował zasobem wyobraźni przewyższającym moją i Ceśka razem wziętych.

Nie starczało nam jednak wyobraźni w innych zabawach.

Mianowicie na pobliskich polach łatwo było znaleźć różne niewypały pozostałości z czasów II wojny światowej. Dokładnie pamiętam leżące przed naszym domem obłe kształty z niewielkim wiatraczkiem na ogonie. Właśnie ten kształt zachęcał nas do zawodów i rywalizacji kto tym dalej rzuci. Dopiero wiele lat później domyśliłem się, iż były to pociski moździerzowe, takie zwykłe, trywialne, prawdopodobnie dalej po tylu latach uzbrojone, lecz nie eksplodowały, bowiem niewybuchami były. Nie wiem czy w tych zawodach wygrywał Cesiek czy ja, lecz niebawem okazało się, iż tyle szczęścia co my nie miał żołnierz z oddziałów wysłanych na te tereny celem ich zalesiania. Sadzenie drzewek polegało na wbijaniu w ziemię co kilka kroków metalowego klina zwieńczonego solidnym uchwytem tak, aby w powstałej dziurze umieścić sadzonkę. Widywaliśmy tych żołnierzy na co dzień, byliśmy do ich widoku przyzwyczajeni do dnia, kiedy po jednej z takich dynamicznych czynności nieszczęsny żołnierz wyleciał w powietrze, a jego porozrzucane resztki trudno było skompletować w jedną, nadającą się do pochówku całość.

Wypadek ten spowodował szeroko zakrojoną akcję usuwania niewypałów. Zaczęło więc zjeżdżać wojsko wyposażone w wykrywacze min i przeszukiwać całą okolicę. 

Nasze moździerzowe pociski siłą rzeczy zniknęły z obszaru ciekawych zabaw, w zamian mogliśmy podziwiać wojskowe ciężarówki odwiedzające regularnie nasze podwórko. Jedną z nich pamiętam do dzisiaj. Przejeżdżając w pobliżu zwolniła na tyle, że zdołałem wskoczyć na stopień przy drzwiach szoferki tego archaicznego w swojej konstrukcji auta. (Teraz wiem, że mógłby to być GAZ-AA radzieckiej produkcji tzw. "połutorka") Szyba szoferki była otwarta, zaś za kierownicą siedział młody żołnierz w polowym drelichu. Kiedy mnie dostrzegł, obrócił głowę w moją stronę i coś powiedział. Przestraszyłem się i ze stopnia w panice zeskoczyłem. Żałuję tego do dzisiaj! Taka szkoda! 

Mogłem przecież podjechać jeszcze kawałeczek. 

Po wielu latach doszedłem do wniosku, że żołnierz spokojnych głosem powiedział: "tylko nie spadnij". Długo jeszcze miałem potem wyrzuty sumienia z powodu mojego tchórzostwa do tego stopnia, że musiałem swą odwagę poddawać sprawdzeniu dość regularnie, ostatnio zaś podczas wyjazdu na wojny Bałkańskie.

Naszych pirotechnicznych z Ceśkiem doświadczeń akcja rozminowywania nie zakończyła. Kontynuowaliśmy te przygody nadal, zbierając poniewierającą się po lasach amunicję. Nieco skorodowane lecz całkiem kompletne pociski karabinowe zbieraliśmy jak grzyby do koszyka. Służyły do pirotechnicznych seansów na terenie pobliskich, piaskowych górek. W jednym z ich zagłębień ochoczo rozpalaliśmy ognisko, wrzucaliśmy do niego zebraną amunicję i chowając się w pobliżu czekaliśmy na efekt. Zwykle byliśmy rozczarowani, bowiem w miejsce solidnych eksplozji słychać było jedynie serie dźwięków przypominających rozsypywanie grochu na blasze. Szkoda, że żołnierze pozbierali nasze obłe, moździerzowe pociski, bowiem wiedzeni naszą dziecięcą ciekawością niewątpliwie wpakowalibyśmy je do jakiegoś ogniska.
 

Roman Mossor 


Roman Mossor - urodzony i mieszkający od zawsze, choć z długimi przerwami w  Warszawie. Zawodowo pasjonat Telewizji - techniki, organizacji i technologii. Życiowo i rodzinnie związany z Bałkanami, społecznościami byłej Jugosławii. Od wielu lat w stanie pozornego spoczynku. (Warszawa) 
 


PANORAMA - MAGAZYN RADIA POLONIA CFMB 1280 AM, MONTREAL, KANADA
Tel: (514) 367-1224, (514) 963-1080, E-mail: [email protected]
Designed and maintained by Andrzej Leszczewicz
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
ZALOGUJ SIĘ