.
NUMER 5 / PAŹDZIERNIK 2019

MAGAZYN PANORAMA
352 Bergevin, Suite 6 
Lasalle, Qc
H8R 3M3 

E-mail: [email protected]

Tel. (514) 367-1224 
Tel. (514) 963-1080



 
 
 
 
 
 
 
 
 

 

Z cyklu: Droga do Gibraltaru

1. Czas, gdy budzą się morskie potwory 

Kiedy piszę te słowa, płyniemy nocnym rejsem
z malowniczej zatoki pod Cabo de Gata do Motril,
po wodach pięknego Mediterráneo.

Zmrok goni nas od wschodu. 
Pełznie po niebie i po morzu.
Olbrzymia kałamarnica,
monstrualny kraken,
gdzieś tam, w jednym maleńkim punkcie
na linii horyzontu, daleko, daleko za rufą,
wyrzuca z siebie hektolitry atramentu
i plama sepii zaczyna barwić morze, niebo, ląd;
niespiesznie goni naszą łódź.
Płyniemy cicho w stronę zachodzącego słońca.
Horyzont za rufą jest już niemal czarny.

Słońce nieuchronnie zbliża się do widnokręgu.
Wydaje się, że krwawa tarcza wisi nieruchomo.
Nagle zaczyna maleć, obgryzana od dołu, po kawałku
przez niewidoczne szczyty gór Sierra Nevada.
Drga, przez chwilę pulsuje purpurą,
poddaje się w końcu i znika.
Dzień, jęzorem ostatnich promieni światła,
liże jeszcze top masztu naszej łodzi,
gdy zmrok dogania nas i gwałtownie
rozlewa się granatowym atramentem po gładkiej
tafli, nadzwyczaj spokojnego morza;
pochłania statki i ludzi.
Na granatowym niebie pojawiają się gwiazdy.
To będą nasi sprzymierzeńcy, na pełnym morzu, 
w tych egipskich ciemnościach.

Wstaje księżyc.
Wszystko wokół zaczyna lśnić srebrzyście.
Jakby Neptun garściami z worka,
srebrnego pyłu nabierał i nad nami rozsiewał.
Iskierki drżą w powietrzu, osiadają na wodzie;
skrzą się na wantach, relingach,
kluzach, kipach i knagach.
Czarna, gładka tafla wody
zaczyna drżeć, marszczyć się
od lekkich podmuchów wiatru. 
Drobne zmarszczki lśnią,
jak łuski wielkiej, tłustej ryby.

Księżyc tej nocy zajdzie
dwadzieścia po pierwszej.
Jest zatem nadzieja,
że mrok nie będzie nieprzenikniony.
Dopóki jeszcze, coraz większa, 
staczająca się łukiem w dół,
blednąca i brązowiejąca tarcza księżyca
nie dotknie wody, jest jasno.
Otaczająca nas przestrzeń
i biegnący bardzo wolno czas
lśnią srebrzyście.

Z prawej burty na niebie,
wśród miliarda migotliwych gwiazd -
Wielka i Mała Niedźwiedzica
z najjaśniejszą z jasnych
? Ursae Minoris;
dostojnie nieruchoma na nocnym niebie
wskazuje żeglarzom północ.
Dlatego nazwaliśmy ją Gwiazdą Polarną.

Księżyc zaszedł nad Afryką.
Morze nieruchomieje.
Pozostały tylko gwiazdy na niebie.
Uważajcie! Ciemnogranatowa woda
wzbiera, za chwilę wleje się przez burty!
Morze zatopi nasz jacht!
Nie, to tylko złudzenie.
Łódź cicho płynie dalej.

Pod nami przepastna głębia,
nad nami bezkresne niebo.
Na horyzoncie coś tajemniczego
pojawia się nagle i znika.
Czy to też złudzenie?
Wzrok zawodzi, daleko nie sięga;
umysł walczy - nie poddaje się
złudnej grze wyobraźni z mrokiem.
Dostrzegam tuż obok morskie potwory.
Płyną przy burcie, łypią zaciekawione
przekrwionymi ślepiami, szczerząc zębiska,
rozdziawiają chitynowe dzioby,
gramolą na pokład cielska,
pąklami porośnięte odwłoki,
wyciągają ku mnie oślizgłe macki!
Gwałtowny plusk, gwałtowne kołysanie i …
obudziłem się - chyba zasnąłem na chwilę - 
umysł przytomnieje, lecz dreszcz jeszcze długo
przebiega przez ciało.

Sprawdzam kurs.
Łódź cicho płynie dalej.
Największe morskie potwory, od zarania,
budzą się w takie ciche, spokojne noce.
Nie wtedy kiedy szaleje sztorm
i walczyć trzeba z żywiołem.


 

2. Fiesta, sjesta i manana

Sjesta.
Pijemy wino z La Manchy,
jemy chleb i dojrzałe pomidory.
W ogrodach kwitną pomarańcze.
Drzewa dają cień.
Wiatr przynosi zapach morza,
porusza liśćmi winorośli.

Fiesta.
Pijemy wino z La Manchy,
jemy tapas i langustynki.
Gwarno w tawernach.
Gwiazdy nad nami.
Wiatr przynosi muzykę flamenco
i porusza białą sukienkę
śniadoskórej dziewczyny.

Manana.
Na pewno nie dzisiaj.
Jutro, pojutrze, może kiedyś.
Wypijemy znowu wino z La Manchy,
a w Andaluzji zakwitną pomarańcze.
Wiatr przyniesie wspomnienia
i poruszy serca.
Jacy będziemy młodzi!

3. Andaluzja - iluzja

Obiecałem, że będę więcej mówił ze sobą.
Słowa podtrzymują połamane gałęzie drzew,
leczą potargane złymi myślami źdźbła trawy,
szumią liśćmi wspomnień trącanych kroplami pamięci.

Toną nagle w mule już dokonanych uczynków,
tułają się po drogach spowitych kurzem spod butów
i znikają niespodzianie kiedy pojawia się miłość.
Dalej utrapienie, cierpienie i nicość.

Kiedy zapada cisza przestają być nagle potrzebne.
Opuszczone biegną pośród winorośli wspomnień,
a potem wirusem zaniedbania niszczą plony.
Nie będzie tego roku wina. Wybaczcie.

Na wzgórzach młode kobiety w promieniach andaluzyjskiego słońca
skromnie skrywają jędrne piersi i śmieją się do przybysza,
a kawalerowie ciągle myślą o tym, że przyjdzie taki dzień,
kiedy usiądą w cieniu oliwnego drzewa i będą pić wino.

Obiecałem, ale nie dotrzymałem słowa,
słowa nie podtrzymały połamanych gałęzi,
kiedy niespodzianie pojawiła się miłość.
Utrapienie, cierpienie i nicość?

4. Hotel 19 piętro

na dziewiętnastym piętrze
czas płynął nadzwyczaj spokojnie
ważne
nie było wówczas
czasu przyszłego
patrzyłem zasypiając na morze
resztki dnia wpadały
przez szeroko otwarte okno
niezbyt nachalnie

na dziewiętnastym piętrze
w nadmorskim miasteczku 
miałem niewielu przyjaciół
moja samotność była
identyfikowalna
znakomicie rozpoznawalna
byłem samotny 
wszerz
w poprzek
i do głębi

przyjaciółki
które przewijały się 
przez moje łóżko
z widokiem na wyspy szczęśliwe
pozostawiały na prześcieradle
egzotyczny zapach
Arabii
laudanum  kifu
zapłaconych pieniędzy

tak samo pachnieli
chłopcy i dziewczęta
nie pamiętam
z dziewiętnastego piętra
śladu żadnej historii
którą chciałbym opowiedzieć
ale pamiętam zapach
i brązowy i złocisty
kolor skóry przyjaciółek

przyjaciółki
na dziewiętnastym piętrze
oddawały się namiętnie
w głębokim przekonaniu
że trzeba tańczyć
wirować szaleć
przeżywać rozkosz z każdym
aby był zadowolony

byli mężczyźni
chętnie tańczą
na dziewiętnastym piętrze

5. Domingo - pamiętaj, by dzień święty święcić

idę mozolnie pod górę
rozgrzaną słońcem ulicą
jak najbliżej domów
próbuję ścierać z białych ścian
resztki chłodnego cienia

mieszkania otwarte na ulicę
zaglądam dyskretnie nieśmiało
sjesta 
nikt na mnie czeka
nikt mnie nie zawoła
nawet psy nie szczekają
cisza
cykady też milkną
widocznie nie warto grać
dla zasłuchanych w siebie

w ogrodach przydomowych
kolorowe kwiaty
egzotyczne drzewa
bananowce figi kaktusy
kwitnące krzewy
nie wiem jak nazwać wszystkie te kolory 
błękit nieba dominuje
woda w morzu zielonkawa
połyskuje złotem
zieleń drzew palm i traw
często skrywa ugier
beż - rozżarzony słońcem 
przypalonej ziemi

trąciłem czubkiem buta
brązowo-brunatne
strzępy kokosowej palmy
na grafitowym chodniku

smutny kontrast
z otaczającym mnie
kolorowym urokiem
andaluzyjskiego miasteczka

patrząc na kwiaty
przestałem myśleć o tym 
dziwnym czymś
splątanym jak mój cień
kroczący obok mnie
tego upalnego popołudnia
po hiszpańskim betonowym bruku 

kwitnące krzewy 
feerią barw wszelakich zaskakują
tinto to czerwień wina
tę łatwo poznaję
wino i kwiaty pachną równie upojnie
i zmysły sycą tak samo 

spragniony w małym miasteczku
słonecznej Andaluzji
krainie wina oliwy
dojrzałych pomidorów
kwitnących pomarańczy
szukam bodegi

w niedzielę zamknięte
miejscowi dzień święty święcą
kościelny dzwon bije
sjestę nagle przerywa

zaraz zacznie się fiesta

6. Kwiaty pomarańczy

w gajach
na zboczach
białe kwiaty pomarańczy
sypią płatkami jak śniegiem
który przecież
na Costa Blanca nigdy nie pada

później
w gorącym słońcu Andaluzji 
dojrzewają dorodne owoce

uczucia dojrzewają tak samo jak pomarańcze
potrzeba im
namiętności lata i oziębłości zimy
orzeźwienia nocy i blasku dnia
światła i cienia

tak
ludzie dojrzewają jak pomarańcze
choć chętnie skrywają się w cieniu
rosnących wokół żywotników
chroniących ogrody przed wiatrem
duszę przed melancholią

7. Na drugim końcu miasta

dotarłem do miasta dopiero nad ranem
trzeba było mi jechać koleją podmiejską
tak jak radziła rudowłosa dziewczyna
którą spytałem o drogę

do obiadu chodziłem po ulicach
tak jedna po drugiej
kolejno jedna po drugiej
jedna za drugą

milczące ulice 
nie były dobrym schronieniem
dla uciekiniera z przedmieścia
szukającego kto wie czego

pewne było że prędzej czy później
trafię na mieszkańców
gromadnie przemieszczających się
równie bez celu jak ja

(żeby gdzieś iść
trzeba wiedzieć gdzie się już było
trzeba wiedzieć gdzie się jest
trzeba kurwa marzyć) 

w obiad usiadłem na ławce
zamieszkiwanej tymczasowo
przez starą kobietę gołębie psa
posypały się okruchy chleba

gałęzie drzew żółknąc liśćmi
zwisając sięgnęły traw wody żwiru
a chmury pchane wiatrem czubków drzew
posypały się liście

spodziewana nadeszła jesień
od wielu dni wisząca mgłą
w drzewa w ludzi w szyby
deszcz uderzył gwałtownie

po zmroku w najciaśniejszych uliczkach
zacząłem spotykać ludzi
nie było na to rady
traciłem złudzenia

że tego wieczoru
przyjadą goście
i będzie zabawa
od samego rana

w parku pachnącym opadłymi liśćmi
trafiłem na igrzyska
zwycięscy do telewizji pokonani do piachu
taki współczesny wymiar sportu

ptaki obudziły się pierwsze
ze snu byle jakiego
zlatywały się w porannej mgle
gadając głośno między sobą
obudziłem się
nikt nie kocha mgły porannej
moja najmilsza moja jedyna
wilgotnej lepkiej gęstej od tęsknoty mgły

na śniadanie kawa z mlekiem
rogaliki marmolada biały ser
w telewizorze twarze
w radiu ludzkie głosy

chciałem odjechać na drugi koniec miasta
gdzie na plaży dziewczęta układały kobierzec z kwiatów
zabrakło mi paru groszy na bilet
zabrakło mi twojego oddechu żeby podnieść się z rynsztoka
 

Wiesław Fałkowski 


Wiesław Fałkowski -  poeta, autor sztuki teatralnej i tekstów piosenek, dziennikarz, fotograf, bloger. Popularność zyskały cykle wierszy pełne absurdu i humoru, ale także smutku i tęsknoty. Jego wiersze  ukazały się w autorskich tomikach oraz w licznych antologiach. Współautor projektu poetycko-muzycznego "Remi & Falko"; członek Grupy Artystycznej KaMPe w Londynie; współpracuje z Teatrem Katharsis w Dunstable. Mieszka w Anglii. 
 


PANORAMA - MAGAZYN RADIA POLONIA CFMB 1280 AM, MONTREAL, KANADA
Tel: (514) 367-1224, (514) 963-1080, E-mail: [email protected]
Designed and maintained by Andrzej Leszczewicz
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
ZALOGUJ SIĘ