.
NUMER 2 / LIPIEC 2019

MAGAZYN PANORAMA
352 Bergevin, Suite 6 
Lasalle, Qc
H8R 3M3 

E-mail: [email protected]

Tel. (514) 367-1224 
Tel. (514) 963-1080



 
 
 
 
 
 
 
 
 

 

"Łoś" z dłutowskiego lasu

4 września 1939 roku z lotniska Kuciny niedaleko Aleksandrowa Łódzkiego wystartowały trzy nowoczesne samoloty bombowe "Łoś", rodzimej produkcji PZL-37B, stanowiące III Pluton 212 Eskadry Bombowej. Dowódca klucza, porucznik obserwator Kazimierz Żukowski, jeszcze przed lotem poinstruował kolegów o celu: po starcie obrać kurs na odległy o sto kilometrów Wieluń, w rejonie którego pokazały się niemieckie kolumny zmotoryzowane. Zadaniem polskich lotników było ich zniszczenie. Po lewej stronie por. Żukowski miał Łosia dowodzonego przez podporucznika obserwatora Mieczysława Bukowskiego, a po prawej – bliźniaczą maszynę podporucznika obserwatora Kazimierza Dzika.

Wkrótce po starcie zostali zaatakowani przez osiem niemieckich myśliwców Messerschmitt Bf 109D, zapewne ubezpieczających kolumny. Łosie, choć wówczas należące do światowej czołówki bombowców, poruszały się dość ociężale, jak wszystkie samoloty o tym przeznaczeniu. W starciu z diabelnie szybkimi i zwrotnymi myśliwcami szybko znalazły się na przegranej pozycji. Samoloty por. Żukowskiego i ppor. Bykowskiego zostały zestrzelone i spadły w odległości ośmiu kilometrów od siebie; pierwszy we wsi Ślądkowice, a drugi w rejonie Patoków koło Drużbic. Uratował się tylko jeden członek czteroosobowej załogi ppor. Bykowskiego, kapral pilot Kazimierz Kaczmarek, który zdołał wyskoczyć na spadochronie. W stanie ciężkim został odwieziony do szpitala i wyleczony; po wojnie zamieszkał w Bydgoszczy. Poległa załoga por. Żukowskiego spoczęła na cmentarzu w oddalonym o niespełna dziesięć kilometrów od Ślądkowic Dłutowie. Reszta załogi ppor. Bykowskiego została pochowana w pobliskich Drużbicach.

Załoga trzeciego Łosia o numerze bocznym 72.16, dowodzonego przez ppor. Dzika miała nieco więcej szczęścia. Dwaj członkowie załogi umiejscowieni w tylnej części samolotu: kapral strzelec samolotowy Aleksander Danielak i kapral strzelec radiotelegrafista Konstanty Gołębiowski nieustannie ostrzeliwali nacierające myśliwce. Jak relacjonował później ten ostatni, jeden z messerschmittów po przypuszczeniu ataku zapalił się i runął na ziemię. Został trafiony przez jednego z dzielnych strzelców. Jednak z racji tego, że obaj równocześnie prowadzili ogień z tego samego stanowiska, nie wiadomo który z nich zestrzelił nieprzyjacielski samolot. Łoś został mocno pokiereszowany w walce, w wyniku czego zapalił się jego lewy silnik i znajdujący się obok skrzydłowy zbiornik paliwa. Pierwszy wyskakuje na spadochronie Danielak, na wysokości siedmiuset metrów. Trzysta metrów niżej, w jego ślady idzie Gołębiowski. Ppor. Dzik zabezpiecza bomby i wyrzuca je - bombowce nie mogą lądować z zabranym ładunkiem. Jest już zbyt nisko, aby również założyć spadochron i wyskoczyć. Ma chwilę na zastanowienie - barbarzyńcy z czarnymi krzyżami na skrzydłach odpuszczają Łosiowi. Widocznie uznali, że płonący samolot sam się niedługo rozbije. Zajmują się… ostrzeliwaniem polskich spadochroniarzy. Na szczęście niecelnie. Tymczasem w maszynie zapada decyzja o awaryjnym lądowaniu. Pilot, podporucznik Feliks Mazak gorączkowo wypatruje miejsca, które nadawałoby się do relatywnie bezpiecznego przyziemienia. Nie traci nadziei, mimo że dookoła wszędzie lasy… Nagle dostrzega w dole niewielkie jezioro i całkiem możliwie wyglądającą równinę porosłą sadzonkami drzew. Łoś pochylony na lewe płonące skrzydło zbliża się do ziemi. Młody, choć znający swój fach pilot w ostatnim momencie podrywa maszynę. Po chwili następuje wstrząs: lewe skrzydło zostaje zmasakrowane w kontakcie z ziemią, ale tym samym amortyzuje lądowanie samolotu, który w końcu zatrzymuje się na terenie młodego lasu we wsi Dłutówek. Później okaże się, że to zaledwie sześć kilometrów od Ślądkowic.

Lądowanie obserwują pracujący w polu miejscowi rolnicy: Piotr Olkusz i Edward Szymak. Natychmiast rzucają się biegiem w kierunku samolotu. Zajmującemu miejsce w oszklonej kabinie na dziobie ppor. Dzikowi udaje się wydostać samodzielnie z płonącego wraku. Ppor. Mazak przypięty mocno pasami pozostał uwięziony wewnątrz. Znalazłszy się na miejscu wypadku, Olkusz wczołguje się do wnętrza i wbrew nawoływaniu ppor. Mazaka, aby ratował się przed wybuchem, nożem przecina pasy. Tymczasem na miejscu pojawiają się inni rolnicy. W mgnieniu oka organizują bryczkę i odwożą lotników do szpitala wojskowego w Pabianicach.

Wkrótce, wraz z ewakuowanym szpitalem i cofającym się frontem, podporucznik Feliks Mazak znalazł się na Wschodzie. Zamieszkał w Wilnie, zmienił nazwisko na Jan Żarnowski i wielokrotnie zmieniając adresy, przy pomocy wielu osób zdołał uniknąć aresztowania. Po wojnie ukończył studia na Politechnice Wrocławskiej i został skierowany do pracy w nowopowstałych Zakładach Radiowych im. Kasprzaka w Warszawie. Zmarł w 1997 roku, odznaczony krzyżem Virtuti Militari. Dowódca Łosia, ppor. Kazimierz Dzik również osiadł w Wilnie. W 1940 roku aresztowany przez litewską policję, został przekazany do obozu jenieckiego i rok później zginął w Katyniu. Kpr. strz. Konstanty Gołębiowski przedostał się do Anglii, gdzie otrzymał przydział do 301 Dywizjonu Bombowego w Swinderby. W 1940 roku został zestrzelony do morza po udanym bombardowaniu Bremy. Kpr. strz. sam. Aleksander Danielak po wyleczeniu ran pozostał na terenach okupowanych. W 1944 roku wstąpił do Ludowego Wojska Polskiego, z którym brał udział w walkach m.in. o Wał Pomorski jako nawigator 1 Pułku Bombowców Nocnych. Zmarł w 1972 roku w stopniu podpułkownika.

4 września 1939 roku reszta 212 Eskadry Bombowej zdołała wykonać zadanie zbombardowania nieprzyjacielskich kolumn zmotoryzowanych w rejonie Wielunia i Częstochowy. Z zadania nie wróciły cztery bombowce, reszta zaś miała liczne przestrzeliny. Zdolne do lotu Łosie ewakuowano na lotniska Grójec i Ułęż koło Dęblina.

Siedemdziesiąt lat później, w rocznicę wybuchu wojny, na terenie Lasów Państwowych Nadleśnictwa Kolumna odsłonięto pomnik upamiętniający bohaterskich lotników Łosia 72.16. Historia pomysłu i budowy pomnika zasługuje na osobny artykuł, dość powiedzieć, że jest to wykonany z blachy, oryginalnych rozmiarów model bombowca, ustawiony w miejscu i w pozycji, w której znalazł się, po awaryjnym lądowaniu, przed osiemdziesięciu laty postrzelony "Łoś".
Gdy poznałem tę historię kilka lat temu, wiedziałem, że prędzej, czy później muszę tę makietę zobaczyć. Tym bardziej, że Dłutówek nie był przypadkową dla mnie miejscowością – w dzieciństwie spędzałem wakacje w pobliskiej leśniczówce. Do głowy mi wówczas nie przyszło, że zaledwie kilkaset metrów dalej, po drugiej stronie bagnistego jeziorka, rozegrały się tak ważne i ciekawe wydarzenia.

Do makiety Łosia znajdującej się we wsi Dłutówek można dojechać trasą S8, zjechawszy na Pabianice i Bełchatów, a następnie przez Dłutów i Borkowice. Choć, jeśli przebywamy niedaleko, o wiele przyjemniej będzie urządzić sobie wycieczkę rowerową. Chcąc zobaczyć bodaj jedyny w Polsce model-pomnik polskiego bombowca, musimy się jednak nieco postarać. Dojazd prowadzi drogą gminną, przy której brakuje odpowiednich oznaczeń o tym ciekawym miejscu. Ostatnie kilkaset metrów stanowi leśna przesieka, którą według przepisów musimy pokonać pieszo. Za parking służy pobocze na końcu wioski. Są to jednak pozorne niedogodności, można im łatwo zaradzić, a składają się one na niezwykłość tego miejsca, a także na dumę, jaką odczuwamy po jego odnalezieniu. Pomnik znajduje się na skraju lasu nad jeziorkiem, w którym, przed laty zobaczył ratunek porucznik Mazak. Model znajduje się na niewielkim wzniesieniu, u jego podnóża ustawiony jest obelisk z nazwiskami pilotów. Wrażenie, jakie wywiera widok pomnika, jest trudne do opisania. Sprawiają to przede wszystkim rozmiary makiety i jej położenie. Samolot wygląda, jakby przed chwilą wbił się w piaszczyste poszycie leśne. Nawet łopaty śmigieł są odpowiednio powyginane, nieomylnie sugerując, że twarde lądowanie nastąpiło bardzo niedawno. Wrażenie realizmu sytuacji jest ogromne.

Pomnik, odsłonięty w 2009 roku z uroczystą oprawą podkreślającą doniosłość wydarzenia, wykonany został przez dłutowskich działaczy. Trzy lata później musiał być, o zgrozo, odnawiany po częściowym zdewastowaniu, bynajmniej nie przez siły przyrody. Dziś dalej cieszy oko, napawa dumą z obrońców polskiego nieba a i trochę tęsknotą za dawną świetnością polskiego przemysłu lotniczego. A przede wszystkim przypomina o heroicznym poświęceniu młodych, polskich lotników. Współrzędne tego miejsca to: 51°33'38.0"N 19°21'30.4

Czytając materiały źródłowe, z niemałym zdumieniem odkryłem, że historia ta ma także swój kanadyjski epizod. Piotr Olkusz, jeden z wybawców polskich pilotów wyemigrował później do Kanady, gdzie dożywszy wieku dziewięćdziesięciu siedmiu lat, zmarł w 2010 roku jako Peter Olkusz. Jeśli ktoś z Państwa znał Petera Olkusza pochodzącego z Dłutówka, bardzo proszę o kontakt e-mailowy pod adresem [email protected].
 

Marcin Śmigielski


Marcin Śmigielski - obserwator rzeczy dziwnych i ulotnych, podróżnik po Polsce i kronikarz. Instruktor i pasjonat harcerstwa, autor książki o harcmistrzu Stefanie Padowiczu, żołnierzu 2 Korpusu Polskiego generała Andersa. Niepoprawny entuzjasta wszystkiego, co związane z Polską, oprócz polityki. Od kilku lat szczęśliwy mąż, z niecierpliwością oczekujący dalszych życiowych wyzwań. (Toronto) 


PANORAMA - MAGAZYN RADIA POLONIA CFMB 1280 AM, MONTREAL, KANADA
Tel: (514) 367-1224, (514) 963-1080, E-mail: [email protected]
Designed and maintained by Andrzej Leszczewicz
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
ZALOGUJ SIĘ